Vienna Teng, Aims. Nie taki frywolny ten pop.

          Vienna Teng, amerykańska piosenkarka tajwańskiego pochodzenia, nie zaznała jak dotychczas komercyjnego sukcesu, co biorąc pod uwagę jej talent, przepiękny wokal i predyspozycję do tworzenia wpadających w ucho, ślicznych melodii, woła po prostu o pomstę do nieba. Vienna, obecna na amerykańskiej niezależnej scenie muzycznej od 2001 roku, wydała już pięć znakomitych studyjnych albumów, z których każdy eksponuje inną stronę jej muzycznego rozwoju, dokumentując jednocześnie ten etap w życiu Vienny, na którym wokalistka aktualnie się znajduje. Nie inaczej jest z wydanym we wrześniu 2013 roku krążkiem Aims, który pod podszewką popowo-elektronicznej, a momentami wręcz czysto tanecznej produkcji, skrywa niespodziewane pokłady lirycznej głębi połączonej z autentyczną troską o środowisko i aktualny stan naszej planety.


          Vienna Teng urodziła się w 1978 roku w kalifornijskiej Saratodze jako Cynthia Yih Shih, córka dwójki imigrantów z Tajwanu. Vienna od początku przejawiała rozwojowe rozdwojenie jaźni: z jednej strony jej muzyczne inklinacje objawiły się już w wieku 5 lat, kiedy to zaczęła naukę gry na fortepianie, z drugiej strony zaś wybrała sobie ścisłe studia na Uniwersytecie Stanford, gdzie ukończyła informatykę, a nawet rozpoczęła zawodową pracę jako programistka. Muzyka wzięła jednak górę nad informatyką i w 2001 roku Vienna wydała niezależnie swój debiutancki longplay: Waking Hour. Płytę tę ponownie w 2002 roku wydała jej niezależna muzyczna wytwórnia Virt Records, a znajduje się na niej właściwie już wszystko, co charakteryzuje twórczość tej utalentowanej songwriterki. Prawie wszystkie folkowo-popowe kompozycje Vienny Teng zbudowane są wokół brzmienia fortepianu, jej pierwszego i zarazem najważniejszego instrumentu. Towarzyszy im zazwyczaj wysublimowana, melancholijna produkcja, z perkusją i okazjonalnymi smyczkami, tak jak to możemy usłyszeć na jej kolejnych trzech albumach: Warm Strangers z 2004 roku, Dreaming Through the Noise (chyba mój ulubiony jej krążek) z 2006 roku i wreszcie Inland Territory z 2009 roku. Do dość radykalnej brzmieniowej wolty doszło jednak na ostatniej wydanej płycie Vienny. Album Aims, wyprodukowany przez Casona Cooleya, eksploruje bardziej elektroniczno-dance’owe klimaty, w oparciu o bardziej złożoną produkcję z samplingiem na czele. Ostatnie wydane dzieło Vienny Teng może wydawać się odejściem od dotychczasowego stylu i nastroju jej kompozycji, ale tylko pozornie. Pod powierzchnią bardziej współczesnej, modnej produkcji kryje się wciąż ta sama niezwykle bystra i wrażliwa artystka.


          Opublikowany we wrześniu 2013 roku album Aims jest rezultatem muzycznej przerwy i powrotu panny Teng na podyplomowe studia. Tym razem piosenkarka wybrała sobie Uniwersytet Michigan i studia w kierunku środowiska i gospodarki naturalnymi zasobami. Z Nowego Jorku Vienna przeprowadziła się też do Detroit w stanie Michigan, gdzie też obecnie rezyduje. Studia i życie w Detroit mocno zainspirowały powstanie albumu Aims, na którego okładce widnieje mapa Detroit właśnie. Zainteresowanie ekonomią, ekologią i zrównoważonym rozwojem świata słychać na niejednym zamieszczonym na Aims nagraniu. Album otwiera niezwykle energetyczny Level Up, utrzymany w metrum 7/4 kawałek stanowi nietypowy początek jak na Viennę Teng, która swoje płyty zazwyczaj rozpoczyna od nastrojowych, melancholijnych ballad. Level Up to dodający wigoru hymn, który można traktować jak wezwanie do zjednoczenia sił, albowiem to właśnie w liczbie tkwi moc. O liczbach jest też poniekąd następna na płycie kompozycja In the 99, podejmująca gorący wciąż temat ruchu Okupuj Wall Street, czyli serii protestów i demonstracji przeciwko nierównościom społecznym, a także nadmiernej chciwości banków oraz korporacji. Vienna Teng przyjmuje w kompozycji punk widzenia przedstawiciela tego najbogatszego 1 procenta, czyli szeregowego pracownika banku inwestycyjnego, który z wyżyn swojego biurowca spogląda na demonstrujących w dole reprezentantów pozostałych 99% światowego społeczeństwa, zarzucając nas jednocześnie finansową terminologią. Gdyby nie inspirowany hip-hopem rytm nagrania i jego taneczno-perkusyjny beat ciężko byłoby przedrzeć się przez tak brzemienny w liryczny przekaz utwór. Ale Vienna jak żadna inna piosenkarka potrafi połączyć bystrą obserwację z melodyjną, chwytliwą formą, tak że większość słuchaczy pewnie i tak nie połapie się o czym tak naprawdę jest ten kawałek, skupiając się na podrygiwaniu do jego uzależniającego wręcz beatu.


          Aims ma nam do zaoferowania całkiem sporo potencjalnych radiowych hitów, których mainstream niestety nie odkrył i nigdy już pewnie nie odkryje. Poza Level Up i In the 99 warto zwrócić uwagę na przebojowy kawałek Copenhagen (Let Me Go). I znów dominująca sekcja rytmiczna wybijana nie tylko na perkusji, ale przede wszystkim na kubkach i dłońmi przysłania dość enigmatyczny tekst, będący zapewne nawiązaniem do fiaska konferencji klimatycznej w Kopenhadze w 2009 roku. Nudny pozornie temat konferencyjnych debat ekologów i polityków przybrał tutaj atrakcyjną formę kilku nałożonych na siebie linii wokalnych, sprzeczających się i domagających się wysłuchania swoich racji, wszystko to przepięknie zapętlone i zamknięte w krótkiej popowej formule. W kompozycjach takich właśnie jak Copenhagen (Let Me Go) najpełniej objawia się muzyczny geniusz Vienny Teng. Never Look Away to zdecydowanie najbardziej taneczny moment na Aims. Vienna prawie na samo zakończenie płyty zdecydowała się raz jeszcze poderwać swoich słuchaczy i zaciągnąć ich na parkiet. I to z powodzeniem. Nie można wprost oprzeć się przebojowości tego utworu, ale Vienna nie byłaby sobą, gdyby nie przemyciła w tym nagraniu również nieco mroczniejszego podtekstu: Somebody ought to corrupt you on the dance floor / And take you home / Show you all your daemons and desires and dark sides / All of your colonies and continental divides


          Ostatnie muzyczne dzieło panny Teng to nie tylko materiał nadający się na listy przebojów czy dyskotekowe parkiety, piosenkarka skomponowała też na Aims sporo bardziej stonowanych, nastrojowych utworów. Urzeka w szczególności przestrzenny Landsailor (w duecie z Glenem Phillipsem), który naprawdę potrafi dodać wiatru w żagle, zamieniając się na koniec w miłosną odę, czy też jakże poruszający Oh Mama No, o tym jak to często doceniamy bliską nam osobę, w tym wypadku własną matkę, kiedy jest już niestety za późno. Oh Mama No ma uroczą sekcję smyczkową i szkoda tylko, że nagranie jest tak boleśnie króciutkie. Intymne i bardzo charakterystyczne dla Vienny klimaty dominują też w kompozycjach takich jak Flyweight Love, folkowej balladzie The Breaking Light (z gościnnym udziałem perkusisty Alexa Wonga) czy kończącej płytę Goodnight New York. Jak na każdym poprzednim albumie panny Teng również na Aims znajduje się jeden przyprawiający o ciarki na plecach utwór a capella: The Hymn of Acxiom. Utwór zaczyna się niemalże jak kojąca nasze uszy kołysanka, ale w miarę zbliżania się do końca wokal Vienny staje się coraz bardziej rozszczepiony i komputerowo zmanipulowany, tak że w finale bardziej mamy do czynienia ze śpiewającą maszyną niż wokalistką z krwi i kości. Ten sprytny technicznie zabieg idealnie współgra tutaj z tekstem utworu: Vienna przyjmuje punkt widzenia tytułowej korporacji, specjalizującej się w zbieraniu danych o użytkownikach Internetu w celu dalszego ich wykorzystania do tworzenia marketingowych strategii, obliczonych na serwowanie nam sprofilowanych indywidualnie reklam i wyciskanie z nas dodatkowych pieniędzy: Let our formulas find your soul / We’ll divine your artesian source (in your mind) / Marshal feed and force (our machines will) / To design you a perfect love / Or (better still) a perfect lust / O how glorious, glorious: a brand new need is bornDograne i zmodyfikowane przez komputer w różnych skalach wokale Vienny najpełniej wyrażają tutaj genialny wprost muzyczny talent tej artystki: jej niesamowitą wręcz zdolność do przekucia inteligencji oraz bystrego przekazu w perfekcyjny formalnie muzyczny utwór. Delikatny i niezwykle przyjemny dla ucha głos Vienny (trochę przypominający wokal Sarah McLachlan) do spółki z popowo-elektroniczną produkcją mogą nas bardzo łatwo zbić z tropu. Ale nie dajmy się zwieść, nie taki znów frywolny ten pop, a pod jego nęcącą powierzchnią kryją się zdradliwe głębie muzycznego oceanu.


Użyteczne linki:

Komentarze

Popularne posty

Susanne Sundfør, Music for People in Trouble. Piosenki o pięknie i końcu świata.

Patrick Wolf, The Bachelor. Nieznany syn Davida Bowiego (i Kate Bush).

Allie X, Girl with No Face. Lata 80-te wiecznie żywe.

Perfume Genius, No Shape. Zmagania ducha z ciałem.

James Blake, Say What You Will. Porównanie jest złodziejem radości.

Björk, Medúlla. A na początku był głos.

Regina Spektor, Remember Us to Life. Opowieści o krzepiącym smutku.

AWOLNATION, Here Come the Runts. Nie zatrzymujcie tego pociągu!

Emilie Autumn, Opheliac. Ofelia i Lolita w jednym.

Sophie Moleta, Dive. Całkowite zanurzenie.